poniedziałek, 8 marca 2010

Pokazać nagą twarz.

To tytuł wywiadu, który znalazł się w listopadzie 2005 roku w Zwierciadle. Wywiadu z LIV ULLMANN, który przeprowadziła Mariola Wiktor.
W ramach ostatnich porządków w pokoju wyrzucałam stare (2005 !!) gazety. Natomiast zostawiałam sobie co ciekawsze wycinki przeważnie ze Zwierciadła właśnie. Przeważnie były to artykuły podróżnicze, w ramach moich ostatnich tęsknot. Ale znalazła się i ta rozmowa. Mądrość- głównie to bije od Ullmann, więc jeżeli ktoś ma możliwość wrócić do lektury tego numeru gazety to polecam. A tu tylko kilka fragmentów:

- Czy jest Pani feministką?
- Nie walczę z mężczyznami, ale na pewno lepiej rozumiem świat kobiet. Myślę, że przybywa kobiet, które byłyby szczęśliwsze, gdyby żyły samotnie i były wolne, niezależne, ale chcą mieć kogoś na własność, by w ten sposób pokazać, ile są warte. Jeśli czują się samotne, to część tej samotności płynie z poczucia,że czegoś im brak. Nie dlatego,że są nieatrakcyjne, gorzej wykształcone uboższe finansowo od tych zamężnych, ale dlatego że społeczeństwo pogardza rolą, którą odgrywają. Rolą kobiety, która nie znalazła partnera i nie żyje w parze.

- Jaka jest Pani definicja szczęścia?
- Dostrzegać, czym jest dany moment, i przyjmować go jako dar. Umieć się cieszyć chwilą: świecącym słońcem, zapachem kwiatów, smakiem kakao w deszczowy dzień. Ale dary to nie tylko szczęście. Trzeba i tę prawdę zaakceptować.

- A drugi człowiek? Czy jest lekiem na całe zło?
- Kiedyś było to dla mnie oczywiste. Dzisiaj nie oczekuje już, by bliscy mi ludzie gwarantowali pełnię szczęścia i bezpieczeństwa non stop i do końca życia. Wszyscy potrzebujemy oparcia, ale szczęście nie musi polegać na tym, czy znajdziemy kogoś, czy nie. Wierzę, że można żyć w pojedynkę i też cieszyć się urokami życia.

Ja też wierzę...
I tego życzę wszystkim cudownym Kobietom, w dniu naszego święta.

...Sigur Rós...

...słucham dziś i jestem wyjątkowo spokojna...bardziej i bardziej spokojna...już dawno nic tak nie uspokoiło mojego ducha.